Kapelania Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie

Tytuł
Przejdź do treści
Rozmowa Pielgrzyma
RODZINA W OBLICZU CHOROBY
I CIERPIENIA
O przeżywaniu choroby w rodzinie i specyfice posługi kapelana szpitalnego opowiada ks. dr. hab. Lucjan Szczepaniak SCJ – lekarz, kapelan Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie

1. Jest Ksiądz i lekarzem, i kapłanem, i zakonnikiem. Jak to się stało, że w księdza życiu splotły się te wszystkie powołania?
U Boga wszystko jest możliwe, jeśli człowiek uwierzy i nie zniechęci się napotkanym trudnościami. Powołanie bowiem jest decyzją sumienia, która umacnia się w wewnętrznej rozmowie z Bogiem i weryfikuje poprzez życiowe wydarzenia. Ono jest łaską, którą przyjmuje się odważnie i z miłością lub traci w licznych wątpliwościach. Bóg daje tyle wewnętrznego światła, ile jest konieczne do wypełnienia Jego woli w danym czasie i okolicznościach.  Oznacza to, że powołany nie wszystko wie i rozumie, ale ufa swojemu Bogu, że wypełni Jego wolę i zbawi się. Bowiem brama Królestwa Niebieskiego otwiera się tylko przed tym, kto żył Przykazaniem miłości Boga i człowieka. Uwierzyłem w Boże wezwanie i próbuję kochać, pomimo ludzkich ułomności. Realizacja tego podwójnego Przykazania stanowi religijno-moralną całość. Stąd też lekarz, kapłan i zakonnik to ten sam człowiek, który jest wezwany przez Miłość do miłości.

2. Pierwsze skojarzenie podpowiada, że lekarz zajmuje się chorym ciałem, a ksiądz chorą duszą, więc chyba te dwie drogi wzajemnie się uzupełniają?
Człowiek cierpi w jedności duchowo-somatycznej. To bolesne doświadczenie przenika każdy wymiar jego życia. Stąd też chrześcijanin jest zobowiązany do okazania mu pomocy. Chrystus od niej uzależnia zbawienie: „Wtedy [Król] odezwie się i do tych po lewej stronie: «Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! […], bo byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie»”(Mt 25, 41.43). Zatem podział na posługę ciału i duszy jest trochę sztuczny. Dzieje się tak np. w sytuacjach, gdy niektórzy opiekunowie medyczni pracują pośród cierpiących tak, jakby nie wierzyli w Boga. A przecież to również na nich spoczywa podstawowy obowiązek dania świadectwa wiary swoim życiem. Wymaga to miłości do cierpiącego człowieka i odwagi bycia Bożym światłem nadziei pośród tych, co zwątpili w Jego istnienie i Miłosierdzie. Obowiązek ten spoczywa na każdym, a przede wszystkim na tych, którzy opiekując się chorym, swoją pracę rozumieją jako powołanie. Nie jest przyjacielem Boga ten, kto przed cierpiącym, znajdującym się na granicy rozpaczy, ukrywa światło swojej wiary i nie dba o zbawienie jego duszy. Dzieje się to wówczas, kiedy w sytuacji zagrożenia życia spełnia się wszystkie życzenia z wyjątkiem zaspokojenia jego potrzeb religijnych. W tym świetle przenikanie się posługi lekarskiej i kapłańskiej jest konsekwencją realizacji przykazania miłości Boga i człowieka.

3. Zwykle pracę kapelana szpitalnego kojarzy się z chodzeniem do sal, w których leżą chorzy i udzielaniem im Komunii św., ale przecież tych zadań jest o wiele więcej…
Służba chorym powinna koncentrować się wokół Eucharystii, wynikać z miłości do Niej i dążyć do zaspokojenia Jej pragnienia. Wymaga to głębokiej wiary, która jest darem Boga, ale również owocem współpracy z Jego łaską. Stąd też wynikają zadania dla kapłana opiekującego się chorymi: posługi Słowa i sakramentów oraz świadectwa chrześcijańskiej solidarności z cierpiącym. Zatem wciąż trzeba dokonywać wyboru pomiędzy postawami ludzi z przypowieści o dobrym Samarytaninie.  Jezus pochwalił go za to, że bez wahania udzielił pomocy rannemu, nie szczędząc swojego czasu i środków materialnych oraz odrzucając wszelkie reguły wykluczenia społecznego. Niestety zawiedli ci, którzy powinni pochylić się nad cierpiącym z racji pełnionych obowiązków. Nie widzieli oni bowiem takiej potrzeby, bo w pobitym przez zbójców nie dostrzegli bliźniego, nie znaleźli dla niego czasu i uznali za ważniejsze inne obowiązki religijnego kultu. Analiza tej przypowieści daje konkretne wskazówki organizacji duszpasterstwa chorych. Przede wszystkim należy w bliźnim dostrzec cierpiącego Chrystusa. Podobnie jak Samarytanin trzeba stracić swój czas, zaryzykować zdrowiem, zaangażować się materialnie i wyzbyć się ludzkich uprzedzeń. Z tego wynika, że szpital ma być dla kapelana Bożym domem, w którym dojrzewa jego wiara i jest świadectwem dla innych. Natomiast zaspokajanie potrzeb religijnych chorych jest regułą wyznaczającą rytm jego życia. Zatem tym, co zniechęca początkujących, jest dyspozycyjność przez całą dobę do sprawowania sakramentów, słuchania cierpiących oraz umacniania w nich wiary. Tak naprawdę spełnionym kapelanem jest ten, kto przebywa cały czas z chorymi jak ewangeliczny pasterz z owcami. Współpraca z łaską Bożą podpowie mu, jakie wybrać środki duszpasterskie, aby przynosiły najwięcej owoców, bowiem sytuacja placówek opieki zdrowotnej pod tym względem jest zróżnicowana. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym centrum duszpasterstwa stanowi adoracja Najświętszego Sakramentu oraz kult NMP Nieustającej Pomocy, której cudowny obraz został ukoronowany 12.09.2001 r.

4. Ksiądz jako lekarz i jako kapłan pracuje z chorymi dziećmi. Czy to zadanie bardzo różni się od posługi dorosłym chorym?
Podmiotem opieki duszpasterskiej w szpitalu pediatrycznym są chore dzieci i młodzież, ich rodzice i członkowie rodziny oraz opiekunowie medyczni. Zatem skuteczna posługa wymaga szerokiej wiedzy z teologii, medycyny wieku rozwojowego, psychologii, psychiatrii i pedagogiki. Choroba dotyczy bowiem nie tylko dziecka, ale jest cierpieniem całej rodziny. Zmusza to do nieustannego dokształcania i poszukiwania najwłaściwszych rozwiązań, jeśli kapelan chce się zaangażować i skutecznie nieść pomoc. Słowo Boże i sakramenty pozostają te same, ale dotarcie z nimi do dziecka i jego opiekunów wymaga poznania ich cierpienia i zastosowania adekwatnych środków. Konieczna jest zatem odpowiednia wiedza, doświadczenie i czas. Należy pamiętać, że wykształcenie wyniesione z seminarium i święcenia kapłańskie są fundamentem, na którym rozpoczyna się dopiero budowanie duszpasterstwa chorych. Kapelan chorych dzieci nie może być przypadkowo zaangażowaną osobą wyrwaną, mocą decyzji przełożonego, spośród innych. Wówczas skuteczność jego prawdopodobnie będzie znikoma, gdyż zastosuje formy duszpasterskie skopiowane z życia zdrowych ludzi, a niewspółmierne do oczekiwań chorych i ich rodzin.

5. Jak rodzice i bliscy przeżywają fakt poważnej choroby dziecka? Chyba łatwiej jest zaakceptować cierpienie dorosłego człowieka?
Ciężka zagrażająca życiu choroba dziecka uderza w fundament życia rodzinnego, powoduje psychiczny wstrząs i często jest źródłem kryzysu duchowego. Nie można bowiem uniknąć bolesnych pytań dotyczących sensu życia, cierpienia i śmierci. Dynamika i intensywność tego procesu jest zróżnicowana i w niejednakowym stopniu dotyka rodziny i jej poszczególnych członków.  Natężenie cierpienia uzależnione jest od wiary w Boga, zażyłości z Nim na modlitwie, osobowości, stopnia jedności w rodzinie, współistniejących chorób i nałogów, sytuacji materialnej oraz innych zdarzeń trudnych egzystencjalnie, a zwłaszcza żałoby. Lęk budzą przede wszystkim ograniczone możliwości ratunku dziecka i brak widocznych oznak wysłu-chania błagalnej modlitwy o uzdrowienie. W tej sytuacji rodzina nie może być pozostawiona sama sobie. Obowiązek okazania jej pomocy spoczywa nie tylko na służbie zdrowia i admini-stracji państwowej, ale przede wszystkim na dalszej rodzinie, wspólnocie parafialnej i lokalnej społeczności.    

6. Co Ksiądz jako kapłan mówi rodzicom dziecka, które nigdy nie wyzdrowieje albo będzie musiało odejść?
Przede wszystkim mówię prawdę, ale nie pozostawiam ich z tym cierpieniem samych. Podejmuję próbę stanięcia z nimi pod Krzyżem i wzbudzenia wiary, że w mękę i śmierć Chrystusa wpisane jest bolesne doświadczenie ich rodziny oraz nadziei, że razem z Nim zmartwychwstanie ich zmarłe dziecko. Jeśli uwierzą Miłości zranionej na Krzyżu, to przezwyciężą pokusę rozpaczy. Miłość do Boga, wiara w świętych obcowanie i wzajemna miłość członków rodziny potrafi ocalić ich w bolesnym dla nich czasie choroby i umierania. Wzbudzenie nadziei jest skuteczne wówczas, jeśli jednocześnie zadziałają trzy czynniki: modlitwa, Słowo Boże i świadectwo wiary.

7. Cierpienie częściej jednoczy rodzinę, czy raczej bywa przyczyną jej rozpadu?
Niewątpliwie cierpienie wystawia na próbę wzajemne relacje rodzinne. Zazwyczaj zwycięsko z niej wychodzą te rodziny, których członkowie okazują sobie miłość, wzajemne zaufanie i starają się równo rozkładać spoczywające na nich obowiązki. Niezwykle silnym czynnikiem integrującym jest wiara w Boga. Natomiast rodziny, w których przed chorobą dziecka zdarzały się konflikty, zdrady, kłamstwo, niedojrzałość emocjonalna, niewątpliwie z dużym prawdopodobieństwem narażone są na rozpad. Zdarzają się jednak wyjątki, gdy niestabilna rodzina jednoczy się wokół chorego dziecka, opanowuje emocje, przezwycięża nałogi i zwraca serce do Boga.

8. W swojej pracy spotkał Ksiądz wiele dzieci i rodzin dotkniętych cierpieniem. Czy w najtrudniejszych sytuacjach zdarzyło się Księdzu czuć w sercu bunt wobec Pana Boga?

Na szczęście Bóg oszczędził mi w kapłaństwie tego doświadczenia, którego ryzyko niejako wpisane jest w moją pracę.  Niektórzy rodzice reagują bardzo emocjonalnie i przerzucają na Boga odpowiedzialność za cierpienie i śmierć dziecka. Ich bunt, a nawet rozpacz, są niezwykle sugestywne i mogą udzielać się otoczeniu. Krzyk matki: „Bóg nie jest dobrym Ojcem! Gdzie On jest, jak moje dziecko umiera!” oraz agresja słowna i fizyczna ojca potrafią wstrząsnąć wiarą niedoświadczonego i wrażliwego człowieka. Wierzę mocno, że Chrystus cierpi i umiera razem z dzieckiem i z nim zmartwychwstanie. Wiara ta daje mi siłę, a poprzez mnie udzielona zostaje zranionym rodzicom. Za każdy raz, kiedy mocno ufam i oni odzyskują nadzieję. Wymaga to silnej modlitwy i oczyszczenia intencji niesienia pomocy. Nie uda się to jednak, gdy kapłan będzie szukał samego siebie i próbował odwołać się do Boga w sposób instrumentalny budując swój ludzki autorytet; np. kiedy obieca cud uzdrowienia, a on się nie stanie i dziecko umrze. Wówczas może braknąć łaski i pojawi się kryzys wiary i pewnie bunt, przed którymi przestrzegam zwłaszcza początkujących w duszpasterstwie ciężko chorych i umierających dzieci.

9. Czego rodziny dotknięte cierpieniem oczekują od kapelana: obecności, słów pociechy?
Kiedy jest jeszcze nadzieja na ocalenie, rodzice oczekują modlitwy wstawienniczej, aby wyprosić dziecku łaskę życia i zdrowia. Natomiast gdy po ludzku nie ma już ratunku, umocnienia wiary i uproszenia sił na te trudne chwile. Wiele młodych rodzin jest jednak tak mocno zagubionych, wątpiących, niepraktykujących, że sami nie wiedzą, czego oczekują. Wówczas szanując ich wolność, trzeba wyjść z propozycją konkretnej pomocy, modlitwy, ożywienia życia sakramentalnego. W sensie dosłownym pełnię rolę ratownika nadziei, podejmując decyzję wyboru najwłaściwszych środków pomocy religijnej, duchowej i materialnej okazywanej rodzinie.

10. Czy wlanie radości w serce człowieka, który cierpi, jest możliwe?
Bliskie śmierci i umierające dzieci zazwyczaj są głęboko wierzące i zjednoczone z Bogiem, chociaż zdarzają się wyjątki. Dla nich prawdziwą radością jest bliskość Boga, możliwość przy-jęcia Komunii św. oraz szczera rozmowa o tym, co się z nimi dzieje. Źródłem tej radości jest wewnętrzny pokój. Stan ten może współistnieć z cierpieniem fizycznym i psychicznym towarzyszącym ciężkim ograniczającym życie schorzeniom. Każdy wrażliwy człowiek wzruszony cierpieniem próbuje pomóc dziecku, dlatego pojawiają się różne inicjatywy odwrócenia ich uwagi od ciężkiej choroby i umilenia czasu, o ile jest to możliwe. Należy jednak być ostrożnym, aby zabawiając je, nie zabrać mu Boga lub nie przysłonić swoim działaniem. Wówczas umierałoby z kolorowym balonikiem w dłoni lub drogą zabawką, ale bez wiary w Boga.

11. Czy człowiekowi wierzącemu łatwiej jest stawić czoła cierpieniu niż temu, który nie wierzy?
Kiedyś zgłosił się do mnie młody mężczyzna, który chciał być wolontariuszem wśród termi-nalnie chorych dzieci. Na początku rozmowy zapytał mnie, czy nie przeszkadza mi, że jest ateistą. Odpowiedziałem, że zależy to od tego, czy potrafi bez wiary w Boga dać umierającemu człowiekowi nadzieję. Powiedział, że zastanowi się i przyjdzie na następny dzień, jednak nie powrócił.

12. Kalwaria jest miejscem, w którym ludzie od czterech wieków konfrontują własne cierpienia z cierpieniem i zmartwychwstaniem Jezusa. Jak Ksiądz odbiera to miejsce jako człowiek, który towarzyszy niosącym na co dzień swój krzyż? Czy Kalwaria jest miejscem, w którym  człowiek cierpiący może zaczerpnąć duchowych i fizycznych sił?
Kalwaria jest dla mnie miejscem nawrócenia i wewnętrznej przemiany. Tutaj przed laty przyprowadziła mnie Matka Bolesna do swojego cierpiącego Syna, który okazując przebaczenie, napełnił serce swym pokojem i nadzieją. Na dróżkach Pana Jezusa i Matki Bożej umacniała się moja wiara, nadzieja i miłość. Głęboko wierzę w rzeczywistą Obecność Boga i Najświętszej Maryi Panny w tym świętym miejscem. Będąc tutaj niezmiennie doznaję onieśmielenia i głębokiego wzruszenia. Matka Boża zawsze potrafiła pocieszyć mnie i pomóc rozwiązać problemy, z którymi przybywałem. Słowa moje są bliskie każdemu, kto słaby i drżący stanął w pobliżu Maryi pod Krzyżem Chrystusa i doznał przemiany serca. Po Wielkim Piątku i poranku Wielkanocnym nic nie jest już takie, jak wcześniej. Człowiek słaby, zalękniony i zamknięty w sobie gotowy jest objąć swój krzyż, bo uwierzył, że umierając z Jezusem, również z Nim zmartwychwstanie.

13. Jakie przesłanie przekazałby Ksiądz rodzinom, które muszą się zmierzyć z cierpieniem kogoś bliskiego?
Człowieka, który w swoim życiu spotkał Matkę i Syna, pokochał Boga i zaufał Mu, nie jest w stanie nic zatrwożyć, nie pokona go żadne cierpienie ani śmierć. Miłość jest sensem życia, wszystko zwycięży i otworzy mu Niebo. Łaskę tej miłości można wypro-sić tutaj na dróżkach kalwaryjskich – wierzę w to wiarą dzieci ciężko chorych i bliskich śmierci, którym służę.


„Pielgrzym Kalwaryjski” (2013) nr 50, s. 8-13.

Wróć do spisu treści